czwartek, 24 lipca 2014

Rzecz o zagubionym bagażu


Stewardessą jestem od wielu lat i jestem do niektórych niedogodności przyzwyczajona, ale nie jestem w stanie pogodzić się z utratą swoich rzeczy.

Pierwszy raz rozstałam się ze swoją walizką na dłużej podczas przeprowadzki do Arabowa. Została ona dostarczona bodajże na drugi dzień. W sumie on, bo w tamtym czasie podróżowałam jeszcze z ogromnym żółto-czarnym plecakiem. Zguba jak się okazało spędziła samotną noc we Frankfurcie.

Drugi raz moja walizka została na noc w Kijowie, kiedy przesiadałam się tam z opóźnionego samolotu z Moskwy na samolot do Warszawy. Bagaż odnalazł się na drugi dzień. (Utrata dobytku w drodze do domu jest dużo mniej bolesna, niż w czasie podróży w drugą stronę.) 

Kolejny spóźniony samolot, tym razem w Berlinie sprawił, że ja zdążyłam przebiec całe lotnisko, ale mój bagaż już nie został przerzucony z Malagi do Warszawy.

No i ostatnie zdarzenie (a znając życie i moją pracę, pewnie będzie ich więcej). 
Rozumiem przypadek drugi i trzeci – krótki tranzyt. Ale dwie godziny planowanego tranzytu w Amsterdamie, dodatkowa godzina spowodowana zamianą samolotu i co? I mój bagaż zostaje w Europie. Na domiar złego, ja nie mogę na niego czekać w Singapurze, tylko wylatuję do Dżakarty, gdzie spędzam pół nocy na telefonie próbując odzyskać swoją należność przed kolejnym lotem.
Miałam  szczęście, że lot do Dżakarty był na pusto, a dopiero kolejny z pasażerami, bo mój mundur i większość kosmetyków była w zagubionym bagażu. Walizka odzyskana przed północą - dzięki czemu dziś mogę się cieszyć ładną pogodą nad basenem w bikini w Pattaya w Tajlandii. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz